Niemal cały dzień trwały poszukiwania „mistrza kierownicy”, który w nocy z soboty na niedzielę (17 na 18 stycznia) „skosił” latarnię, dachował, a następnie zbiegł z miejsca zdarzenia, porzucając rozbite auto. W trop za mężczyzną, który mógł znajdować się w stanie szoku, udała się Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza OSP Kęty oraz policjanci. Efekt? Kierowca popołudniu odnalazł się sam.
Do tego nietypowego zdarzenia drogowego doszło w nocy (ok. godz. 3:30) na ul. Mickiewicza w Kętach. Jak ustalili funkcjonariusze Policji, kierujący VW Golfem stracił panowanie nad pojazdem tuż przed rondem, następnie przejechał przez jego środek i uderzył w stojącą obok latarnię. Na skutek tej szaleńczej jazdy auto się przewróciło.
Kierujący golfem nie przejął się zbytnio sytuacją i oddalił się z miejsca wypadku. Jak później informowali świadkowie, mężczyzna był ranny.
To skłoniło policjantów do wszczęcia szeroko zakrojonych poszukiwań, gdyż w żadnym z pobliskich szpitali nie odnotowano zgłoszenia się pacjenta, który odpowiadałby rysopisowi. Mężczyzna, którym w toku dochodzenia okazał się być 39-latek zameldowany w Przeciszowie, mógł odnieść poważne obrażenia bezpośrednio zagrażające zdrowiu i życiu. Dlatego też do akcji niemal natychmiast wkroczyli strażacy wraz z psami poszukiwawczo-ratowniczymi. Przeszukali duży obszar znajdujący się w pobliżu miejsca zdarzenia. Niestety, bez rezultatów. Jedynym śladem po mężczyźnie było porzucone auto oraz rozbity telefon komórkowy.
Jakież było zdziwienie policjantów, kiedy ok. godz. 16:00 dostali informację z oświęcimskiego szpitala. Poszukiwany 39-latek odnalazł się cały i (niemal) zdrowy. Uskarżał się tylko na obrażenia głowy. Co ciekawe, zapytany o to, dokąd udał się zaraz po wypadku, odpowiedział, że czas ten spędził… u znajomego w Kętach.
Z pewnością teraz policjanci już tak łatwo mu nie pozwolą na podobne, „spontaniczne” wypady do kolegów.